piątek, 8 kwietnia 2016

Favourites: March 2016

Hejka! Bardzo długo myślałam nad tym postem, szczerze mówiąc, zastanawiałam się nad tym 4 miesiące, a to dlatego, że bardzo często zapominam o piosenkach, książkach, filmach etc., które chciałabym Wam polecić. Osobiście bardzo lubię tą serię  i często sięgam po polecone rzeczy, dlatego stwierdziłam, że spróbuje podjąć się wyzwania i sama zacznę coś takiego tworzyć, a może dodatkowo nauczy mnie to jako takiej systematyczności na blogu. Nie mam pojęcia czy ulubieńcy będą pojawiać się, co miesiąc ani ile ich będzie, ale mam nadzieję, że sobie poradzę i będziecie zadowoleni. Także trzymajcie kciuki i zaczynamy!



Na co dzień nie nakładam na siebie dużej ilości makijażu, ograniczam się do tuszu, korektora i szminek. O matowych pomadkach z Golden Rose słyszałam już od bardzo dawna, postanowiłam je wypróbować i byłam zachwycona, ale moje serce skradły matowe kredki z tej samej firmy. Łatwiej się je nakłada i dają matowy efekt, jednak bardziej wchodzący w satynę niż w przypadku szminek. Pierwszą z nich (nr 10) kupiłam pod koniec stycznia i namiętnie używam do dziś. To ciepły, zgaszony róż wpadający w fiolet, drugą (nr 15) kupiłam pod koniec marca i również mogę wam ją szczerze polecić. Powiedziałabym, że jest to kolor nude, jednak wchodzący w róż, a nie brąz czy pomarańcz.



Jestem bardzo wybredna przy wyborze perfum, od roku w okresie wiosenno-letnim nałogowo używam perfum/ mgiełki o zapachu niebieskiej lilii z Sephory, kosztuje ok. 20 zł, a efekt jest nieziemski. Zapach utrzymuje się przez kilka godzin (myślę, że mniej więcej do 6, jednak zdarzało się, że był wyczuwalny nawet cały dzień). Jest to produkt przeznaczony      do torebki, więc dzięki swoim małym rozmiarom zmieścimy go wszędzie. Niestety, mają wycofać ten konkretny zapach, więc mam w planach zrobić zapasy na najbliższe kilka lat 😂


Ostatnim kosmetycznym ulubieńcem jest paletka Makeup Revolution Iconic 2, zawiera ona cienie matowe, jak i perłowe oraz metaliczne. W marcu używałam jej na powieki i brwi (najciemniejszy brąz), kiedy miałam trochę więcej czasu i ochoty, czyli po prostu w weekend. Nie utrzymują się jakoś szczególnie długo, ale nie używam żadnych baz pod cienie ani innych utrwalaczy, a mi taka jakość odpowiada, tym bardziej że paletka kosztowała 20 zł.



W marcu skończyłam serię: ''Rywalki'', co prawda nie przeczytałam jeszcze pobocznych, dodatkowych historii ani ''Następczyni'', ale jestem zachwycona główna trylogią opowiadająca o historii Americi Singer, która w wyniku pewnych wydarzeń, dostaje się do eliminacji,a wygraną jest ślub z księciem i związany z tym tytuł księżniczki. Ami w pałacu rywalizuje z 35 innymi dziewczętami, zadania nie ułatwia jej również fakt, że nie potrafi zapomnieć o chłopaku, za którego planowała wyjść za mąż, który nie tłumacząc swojej decyzji z nią zrywa. Często czytając pierwszą część jakiejś serii, jestem zakochana, ale z każdą kolejną mój entuzjazm spada (jak było w przypadku ''Igrzysk Śmierci'' oraz ''Niezgodnej'', której ostatniej części nawet nie skończyłam, ale wrócę do niej za jakiś czas). ''Rywalki'' to jeden z niewielu wyjątków, który od początku do końca mi się podobał, książki bardzo łatwo się czyta, są lekkie i przyjemne, miejscami jest trochę za mało akcji, ale nie jest to jakoś bardzo uciążliwe.





Od zakończenia kolejnego sezonu Słodkich Kłamstewek szukałam nowego serialu. Z nudów zdecydowałam się na ''Pamiętniki Wampirów''. Z początku sceptycznie podchodziłam do fabuły, bo za bardzo przypominała mi ona sagę ''Zmierzch'', która nieszczególnie mnie zaciekawiła. Na szczęście szybko okazało się, że wybór tego serialu był strzałem w 10, dużo się dzieje, wciąga i uzależnia. Jeśli jeszcze tego nie oglądaliście, to szybko to nadróbcie!


Tej kategorii nie mogło tutaj zabraknąć, wyznaję zasadę: jedzenie aka życie, zazwyczaj nie jestem #fit, ale bohaterem tego miesiąca jest jarmuż. Uwielbiam szpinak, a mój ulubieniec ma dosyć podobny smak (może trochę mniej intensywny, ale i tak go uwielbiam). Szczególnie zakochałam się w chipsach z jarmużu. Wystarczy oderwać twarde łodyżki, dodać 2-4 łyżek oliwy, doprawić (najbardziej lubię z solą i czerwoną papryką), wyłożyć liście na papierze so pieczenia i wstawić do piekarnika nagrzanego do 150 stopni na 5 min. Proste, szybkie i smaczne- czego chcieć więcej?


W marcu maltretowałam szczególnie dwie piosenki, kompletnie różnią się od siebie, ale o tym przekonacie się za chwilę.
Pierwsza to piosenka ''LA Devotee'' Panic at the disco, nie słucham tego zespołu, ale już od bardzo dawna żadna piosenka nie dawała mi tyle energii i radości.


Druga to cover ''7 Years'' Bars & Melody, szczerze mówiąc, zazwyczaj nie słucham takiej muzyki, jednak coś w tym coverze mnie oczarowało i słuchałam tej piosenki godzinami.


Mam nadzieję, że post Wam się podobał i do przeczytania następnym razem 😘



2 komentarze: