środa, 15 czerwca 2016

Orange Warsaw Festival

Hejka! Piszę do Was świeżo po OWF i w tej chwili mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że spełniłam jedno ze swoich największych marzeń! Mój poślizg z opublikowaniem tego posta jak zwykle jest spowodowany szkołą. Jedyne, o czym myślę to sen, mam nadzieję, że we wakacje odpocznę sobie za wszystkie te dni spędzone nad książkami, ale wracając do tematu- od kiedy okazało się, że Lana del Rey będzie jednym z headliner'ów na tegorocznym festiwalu, niecierpliwie  wyczekiwałam 3 czerwca. Było magicznie i nie wybaczyłabym sobie, gdyby mnie tam nie było!



Koncert rozpoczął się kochanym powitaniem Lany, w którym mówiła (w wolnym tłumaczeniu), że Sułżewiec jest idealnym miejscem na rozpoczęcie jej trasy i że minęło dużo czasu, odkąd ostatnim razem była w Polsce. Słyszałam różne opinie na temat jej występów na żywo, ale uwierzcie mi jej głos czarował, a ludzie stali jak zahipnotyzowani. Zaczęła od "Cruel world" a skończyła na "Off to the races'' zaśpiewała również m.in. "Honeymoon", "Freak", "Born to die", "Video games", "Carmen", "Serial killer", "Lolita"oraz kilka innych. Czuję pewien niedosyt, bo nie wykonała "This is what makes us girls", "Young & Beautiful", "Brooklyn Baby" ani nawet "Summertime Sadness" (które Lana zaśpiewałaby wraz z "Yayo", gdyby nie skrócono jej występu), na które najbardziej czekałam, ale i tak był to jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Każda piosenka była aranżowana w taki sposób, aby nawiązywała do teledysku lub znaczenia tekstu i tak przy utworze 'Blue Jeans' na ekranie pojawiła się czarna tafla wody. Lana słynie również z tego, że na swoich koncertach wychodzi do fanów i tym razem też tak było, zeszła do nich dwa razy i dałabym się pokroić za to, aby być na ich miejscu. Szczęśliwi posiadacze autografów, selfie czy śladów szminki na policzkach- zazdroszczę, ale dość już o uroczej Lanie.




Na terenie samego festiwalu były dwie sceny, Warsaw Stage- mieszcząca się w namiocie oraz Orange Stage, czyli główna, na otwartej przestrzeni. Dziesiątki stoisk z jedzeniem, kilka stoisk z ubraniami oraz 'przystanki' Orange czy Master Card. Innymi słowy, atrakcji na cały dzień, niestety mi nie starczyło czasu, żeby wszystko dokładnie obejrzeć. Dotąd nie mogę uwierzyć, że tam byłam, słyszałam głos goszczący na moich playlistach od mniej więcej 3 lat. Nie sądziłam, że kiedykolwiek ją zobaczę, ale jeśli to jest możliwe, to tylko czekam na wiadomość o przylocie Arctic Monkeys i Green Daya do Polski. 







 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz